Horace Silver
Cóż, nie był wirtuozem fortepianu. I to był wyróżnik jego stylu - powrót do melodii i prostych, czystych brzmień. Tego typu zwrot ku korzeniom stał się esencją funku - nowego brzmienia jazzowego. Choć kojarzy się nam z bardziej nowoczesnymi brzmieniami, to właśnie Horace stał się jego protoplastą.
Podobno potrafił godzinami siedzieć przy fortepianie szukając idealnej melodii - prostej lecz esencjonalnej, a resztę zostawiał już zespołowi. Nie lubił jednak zbytniej wirtuozerii. Porównywał ją do eleganckiego kapelusza, a jemu zależało na zwykłej czapce, chroniącej przed deszczem. Także rytm zmienił charakter - zmalało znaczenie synkopy, powróciły rytmy bardziej marszowe.
Miał również dar do odkrywania talentów. To u niego terminowali Art Blakey, Donald Byrd, Blue Mitchell. A był też moim młodzieńczym idolem. Pokazywał, podobnie jak Count Basie, że aby grać jazz nie trzeba być wirtuozem, trzeba to czuć i realizować własną wizję.
Wiele jego kompozycji przeszło do kanonu jazzowego. A najsławniesza z nich to “Song for my Father”: