Tommy Flanagan
W panteonie nowoczesnego jazzu, gdzie rewolucjoniści i innowatorzy zajmują centralne miejsce Tommy Flanagan stoi nieco na uboczu. Lecz nie nie doceniajmy go, był nie tylko wybitnym pianistą, ale również artystą o niezrównanej elegancji i kluczową postacią w historii gatunku.
Choć pochodził z Detroit szlify muzyczne otrzymał w Nowym Jorku, gdzie dołączył do zespołu Milesa Davisa, Johna Coltrane'a, aż w końcu stał się nadwornym akompaniatorem Elli Fitzgerald.
Na miano poety jazzu zapracował sobie tworząc własny skład pod koniec lat 70-tych. Dokonała się wtedy synteza jego dotychczasowych doświadczeń, ostatecznie zyskując uznanie krytyków i publiczności, na które zasługiwał od dawna. Był doceniany za swoje charakterystyczne, natychmiast rozpoznawalne brzmienie. Jeden z krytyków opisywał je obrazowo, stwierdzając, że “każda nuta brzmi jak perła owinięta w jedwab”. Jego podejście do harmonii łączyło złożoność bebopu. Z kolei jego improwizacje były linearne i melodyjne. Sam Flanagan często powtarzał, że “lubi grać jak trębacz”. I faktycznie - jego prawa ręka tworzyła logiczne, klarowne i śpiewne frazy, które przypominały grę instrumentu dętego.
Dziedzictwo Flanagana jest bardzo głębokie. Nie był rewolucjonistą, który jak inni zmieniali kurs jazzu, lecz mistrzem, którego wielkość była doceniana najpełniej przez innych muzyków, czym zyskał status “pianisty pianistów”.
