Jazz Rock
Czas zmianKońcówka lat 60-tych ubiegłego wieku przyniosła nową jakość - Rock, ze swoim nowym, elektronicznym instrumentarium. Wielu młodych muzyków wychowało się na tym stylu, a mając inklinacje jazzowe zaczęło eksperymentować z nowym. Według mnie zaczęło się właśnie od przejmowania instrumentarium - gitary elektryczne, gitara basowa, klawisze (fender, moog, syntezatory). Perkusja też została znacząco rozbudowana. Swing stracił na znaczeniu, zresztą proces ten rozpoczął się już wcześniej, w epoce free jazzu. Za to na znaczeniu zyskał rytm. Ostała się jednak improwizacja. Być może właśnie dlatego uznawano ten styl jako odmianę jazzu.
Nie wszyscy krytycy i fani byli zachwyceni nowym stylem. Ogłaszano koniec jazzu. Herbie Hancock za swoją płytę Future Shock został okrzyknięty zdrajcą idei. Podobne krytyki doświadczył Miles Davis. Ale jazz się zmienił, rozpadł na dwa nurty. Ci, którzy pozostali przy klasycznym, grali tzw. mainstream. Nowe zaczęto nazywać fusion. Osobiście nie przepadam za tym terminem, bowiem może oznaczać dwie rzeczy. Był osobny styl nazywany właśnie jazz fusion, mniej rockowy bardziej chyba soulowy. A wkładanie np. acid jazzu do jednego worka z jazz rockiem nie pasuje mi. Dlatego pozostanę przy tych rozróżnieniach i opowiem o nich w innym miejscu.
Nie tylko młodzi rozpoczęli ten proces. Również starzy wyjadacze weszli do tego nurtu. Wspomniani już Miles Davis, Herbie Hancock, Chick Corea wyznaczali nowe kierunki obok Mahavishnu Orchestra, Weather Report. Wydaje się, że czysty styl jazz rock nie trwał zbyt długo. W pewnym momencie czas eksperymentów się skończył. Jednak wypracowane efekty pozostały. Coraz rzadziej słychać było agresywne, miejscami psychodeliczne brzmienia. Powrócono do swingu, wyrosły nowe fuzje - z soulem, funky, hip hopem. A jazz przestał być monolitem. Do dzisiaj można znaleźć pokłosie tej rewolucji. W świetnym serialu Jazz to co działo się po 1970 roku potraktowano po macoszemu. Wielu prominentnych muzyków nadal uważa, że jazz to tylko to co powstało przed tym rokiem. Ja jednak nie mogę się z tym zgodzić. Trudno twierdzić, że tzw. muzyka poważna zakończyła się wraz z np. Mahlerem. Muzyka się rozwija i musi rozwijać. Inaczej nadal gralibyśmy na bębenkach i flecikach przy ognisku. (Howq)