Mainstream

kościec jazzu

To temat dla mnie osobiście bardzo gorący, kontrowersyjny i wzbudza spore emocje. Z jednej strony uwielbiam ten gatunek, trend, styl… - sam nie wiem do końca co to i z czym to się je. Z drugiej nie lubię tego rozróżnienia.

Formalnie termin mainstream został ukuty w latach 50-tych przez dziennikarza muzycznego Stanleya Dance'a, aby opisać muzykę, którą grali weterani ery Swingu w mniejszych zespołach. Koniec wojny i trudności z utrzymywaniem dużych zespołów - Big Bandów - wymusiło redukcję składów do kwartetów, kwintetów … Wykluczało to z tej definicji bardziej awangardowy bebop. ale i tak - okres od 1950 do 1970 roku to złota era jazzu. To niewiarygodne czasy. Ella Fitzgerald, Oscar Peterson, Miles Davis, John Coltrane i te wszystkie małe zespoły.

Kontrowersje zaczynają się w latach 70-tych. Jazz zaczyna ewoluować - free jazz, jazz rock i to co działo się jeszcze później podzieliło środowisko jazzowe. Od tego momentu gatunek toczy się tak jakby dwiema koleinami - tą tradycyjną i progresywną. Wielu prominentnych muzyków i krytyków twierdzi wręcz, że jazz skończył się w latach 70-tych. Fenomenalny 10-odcinkowy serial “Historia jazzu” kończy swoją opowieść właśnie na końcówce lat 60-tych.

I tu mi właśnie coś nie pasi. Uwielbiam zarówno mainstream,big bandy, jazz rock, acid jazz i inne hybrydy. Negowanie postępu jest nie fair. Mogę nie lubić Mahavishnu Orchestra, ale negować ich wkład w rozwój jazzu???

Wiem, mam tendencję do preferowania pewnych tematów. Staram się być bardziej obiektywny, choć nie zawsze mi to wychodzi. Jak wspomniałem we wstępniaku jest to blog subiektywny. Ale z jazzem jest tak: interesuje się nim, ale przede wszystkim go słucham. I w moim sercu gości każdy z jego przejawów.

Mainstream to fascynujący okres, kręci mnie. Jak na razie na nim się koncentruję, ale i to co działo się później jest równie pasjonujące. Kiedy uporam się z tymi gigantami tego okresu zapuszczę się w rejony jazzu, które są równie ciekawe jak to co działo się wcześniej.